11.02.2010

Pędzlem czy spray'em?

Ponieważ maluję przedmioty za pomocą obydwu technik postanowiłam podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami na ich temat.
Zagadnienie malowania naszych zdobyczy pędzlem, lub wałkiem za pomocą wodorozcieńczalnych farb akrylowych do drewna i metalu jest Wam wszystkim znane. Obecne farby są praktycznie bezzapachowe, lub nawet pachnące. Są szybkoschnące i niekapiące. W dodatku ich cena jest przystępna, a opakowania zróżnicowane pod względem pojemności.
Malowanie jest samą przyjemnością. Właściwie nie znajduję żadnych minusów.



Ale, gdy chcemy, aby nasz przedmiot wyglądał jak fabryczny oryginał, bez widocznych śladów pociągnięć pędzla, czy charakterystycznego „ziarna” jakie zostawia wałek, lub jeśli chcemy zastosować efekt oksydacji, czy przechodzenia barw, wówczas niezastąpione stają się farby w spray'u. Gama kolorów, na bazie różnych komponentów, w puszkach o różnej pojemności i różnym zastosowaniu.
Maluje się przy ich użyciu dziecinnie prosto. Spray pokrywa wszelkie powierzchnie jednakową warstwą, która wysycha w mgnieniu oka. Dociera do najbardziej niedostępnych zakamarków. Jest niezmiernie odporny na odpryski i ścieranie. Pozostawia czytelne wzory nawet przy malowaniu przedmiotów, które mają wzorki głębokości zaledwie 0,1mm.
A co najważniejsze, jest niezastąpiony do uzyskania efektu oksydacji lub przechodzenia barw.
Niestety, przy tak licznych plusach, są też liczne minusy :(




A mianowicie: te farby mają drażniący, nieprzyjemny zapach. Bardzo pylą! Malowanie bez użycia maski ochronnej nie wchodzi w grę! Absolutnie nie jest możliwe malowanie w domu, ani w pomieszczeniu bez okien. Podczas rozpylania koniecznie należy wietrzyć pomieszczenie!
Ponieważ nie posiadam żadnej pracowni, ani warsztatu maluję spray'em w piwnicy...
Schodzę na dół w roboczym ubraniu, które dodatkowo zabezpieczam starymi płachtami materiału, z maską na twarzy i chusteczką na włosach... :)) Otwieram malutkie piwniczne okienko. Podłogę i ścianę zabezpieczam starymi prześcieradłami i „jadę z koksem”! Po chwili tworzy się taka pylica, że z trudem łapię oddech, ale nie daję za wygraną! Najzabawniej jest jak któryś z sąsiadów schodzi po coś do piwnicy i nęcony duszącym smrodem zagląda z zaciekawieniem co tu się wyczynia, że widzialność jest ograniczona zaledwie do kilku metrów. Idąc za charakterystycznym odgłosem uwalniania sprężonego powietrza natrafia wreszcie na...szaleńca ;)) No bo, potraficie sobie wyobrazić jak ja wówczas wyglądam!? Sama bym się wystraszyła, jakbym niechcący najechała wzrokiem na ukryte lustro :)) Włosy schowane pod babciną chuścinką, z twarzy widoczne są tylko oczy! Cały przód ubrań pokrywają duże płachty starych materiałów, które pokryte są wieloma warstwami różnych farb, a na dłoniach mam założone cienkie, chirurgiczne rękawiczki... Powiedzcie same: strach się bać! :)


Kiedyś do piwnicy zszedł sąsiad, który słynie z ogromnego wścibstwa i węszenia po kątach i wszelakich zakamarkach. Biedaczek miał przed paroma laty zawał serca. Jego zwiadowczy nos przywiódł go do epicentrum smrodu. Szedł w moją stronę, ale im bardziej się zbliżał, tym bardziej zwalniał... W końcu zatrzymał się w bezpiecznej odległości i...nic. Stał jak zamurowany i tylko patrzył bo chyba oczom nie wierzył. Szczerze mówiąc wystraszyłam się, że może biedaka serce tego widoku nie wytrzyma i zdjęłam maskę, podeszłam kilka kroków, by wyłonić się z gęstwiny oparów i przywitałam sąsiada. Widziałam, jak wielki, ciężki kamień spada mu z serca, bo tylko Bóg jeden wie co też on sobie w tym momencie wyobrażał ;)
Później już nikt nie schodził i nie zaglądał jak w powietrzu unosił się charakterystyczny, duszący zapach. Wszyscy wiedzieli, że przez najbliższe godziny lepiej do piwnicy nie schodzić, bo szaleniec ze spray'em w ręce grasuje! ;)
Reasumując, dochodzę do przekonania, że dużo bardziej komfortowa jest metoda pędzla i wałka. I choć efekt malowania jest zdecydowanie nieporównywalny, ostatnio wybieram właśnie tę metodę.
Chyba wygodnicka się robię na stare lata ;)



Wszystkie zaprezentowane przedmioty w oryginale są wykonane z mosiądzu i blaszki mosiądzowanej (lampy). Nadałam im nowy charakter i kolor ok 2-3 lata temu. Obecnie spray'em maluję jedynie lampy wiszące, kinkiety i świeczniki z dużą ilością trudno dostępnych zakamarków.
A to preparaty, którymi katuję siebie, a przy okazji sąsiadów...



Wybaczcie mi kochani, ale ja naprawdę nie mam gdzie tego robić.
Musicie przyznać, że i tak ostatnio ataki grasującego szaleńca są coraz rzadsze ;)

***
W kolejnym poście „rarytas”, czyli kolejna pamiątka po moich dziadkach, o której niedawno sobie przypomniałam.
Zima wraca, dzisiaj cały dzień padał śnieg.
Pozdrawiam Was serdecznie i życzę dużo zdrowia :)

**************************************************

7 komentarzy:

  1. To Bliźniaczku masz widzę nową pasję:) Dajesz czadu! Pięknie Ci to wychodzi.
    Ściskam !

    OdpowiedzUsuń
  2. Alexo, Ty dziewczyno zwariowana! Mówiłam, galerię, pracownię jakąś założyć musisz. Żeby się wyszaleć twórczo.
    Ja za pracami ręcznymi nie bardzo przepadam, i nie wiem nawet jak można twierdzić, że malowanie przedmiotów, ścian czy mebli do przyjemności należy?! Ale przyznać trzeba, że fajnie Ci to wychodzi.

    Poza tym masz talent w tak żartobliwym opisywaniu swojego świata.

    Pozdrawiam Was obie (z Ogonką) i Twoich panów wszystkich

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany Alexa, toż to MILCZENIE OWIEC jest! Aaaaaaaaa! Uciekam stąd.... (ale te cudowności co pokazałaś są superowe)
    Buziaczki ślę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się uśmiałam z tych Twoich ,,piwnicznych,,opowieści!
    Baaardzo podobają mi się Twoje lampy!!!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. ...Zapraszam do mnie po odbiór wyróżnienia.Jako częsty gość przesyłam ciepłe pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ubawiłam się nieźle czytając Twojego posta :))))
    Ja sprajuję na balkonie.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. I w takich momentach cieszę się, że mieszkam w domu, a jeszcze bardziej z piwnicy, która jest pod całą jego powierzchnią...Jest gdzie "szaleć":)No i brak wścibskich sąsiadów-bezcenny:D

    OdpowiedzUsuń