24.11.2009

Szpital w domu.

Ostatnie dni bardziej przypominały chwile grozy, niż spokojne, aczkolwiek szare i monotonne życie...
Oskar w zeszły czwartek wrócił ze szkoły podejrzanie dziwny. Pokładał się gdzie popadnie i podsypiał nawet na siedząco. O 19 leżał już w łóżku. Temp 39,5 z dalszą tendencją rosnącą. Czułam wewnętrzny strach przed ewentualną świńską grypą. Obawy, nie bez powodu - mój syn jest astmatykiem. Oglądam wszelkie wiadomości i słyszę, że najbardziej narażeni na powikłania pogrypowe i zgony, są ludzie cierpiący na schorzenia przewlekłe, w szczególności astmatycy... Wiem, że strach ma wielkie oczy, ale w tej sytuacji był chyba całkowicie uzasadniony. Zachowałam zimną krew. Obserwowałam syna całą noc. Temperatura 40-sto stopniowa zbiła go z nóg. Podałam wszelkie możliwe leki i mój niezawodny środek na szybkie zbicie gorączki poprzez wypocenie się dzięki herbatce lipowej. Ok 6 rano temp spadła do 38,5 a ja padłam z psychicznego wycieńczenia...
Piątek, sobota i niedziela spędzona w łóżku, ale już bez stresu i nerwówki, gdyż byłam pewna, że to zwykła infekcja, a nie poważny wirus określany mianem pandemii.
Nie odetchnęłam na długo z ulgą...
W sobotę, telefon od Darka z pracy, który brzmiał: „Niunia, mam chyba zgruchotaną stopę”. Pojechałam z rodzicami po nieszczęśnika i od razu trafiliśmy na pogotowie. Okazało się, że gdyby nie obuwie ochronne wzmocnione blachami, stopa faktycznie byłaby zmiażdżona niczym przydeptane kruche ciasteczko, a tak jedynie stłuczenie, skręcenie i naderwanie ścięgna. Gips na 22 dni i leniuchowanie w domu...
Rany! Jak my wytrzymamy razem w domu ciurkiem przez 22 dni i nocy?! Przecież ja zwariuję do reszty! Mój mężczyzna, typowy pracoholik, już przy dwóch dniach wolnego korby dostaje, a co dopiero przy 22?! Czarno to widzę... Mam jednak asa w rękawie na jego marudzenie, że nie ma co ze sobą zrobić... Codziennie wieczorkiem serwuję mu zastrzyk przeciwzakrzepowy, którego bezbolesność uwarunkowana jest brakiem marudzenia ;)
Jędza ze mnie? :))


Na dokładkę, jakby tego było za mało, problem zdrowotny dopadł też mojego Ramzesa. Kaszle jak szalony, chodzi po kątach i straszy mnie, że się dusi. Dwa lata temu przeszedł zapalenie płuc. Wyszedł z tego po serii zastrzyków, które robiłam mu dwa razy dziennie. Tym razem podobnie to wygląda. Leczę go od wczoraj „ludzkimi” lekami, ale jak do jutra nie będzie poprawy trzeba będzie udać się do naszego weterynarza.
Ludzie, skaczę koło moich facetów jak jakaś Maryna z etatem całodobowym. Już opadam z sił. I właśnie dzisiaj opadłam...na kanapę i nie daję znaku życia. Dobrze, że moi faceci raczyli zauważyć, że już brakło mi sił. I teraz Darek biega z nogą w gipsie i pyta: „Zrobić Ci herbatkę kochanie?”. Oskar w ciszy odrabia lekcje, a Ramzes leży u moich stóp i pilnuje, tylko nie wiem czego? Chyba tego, żebym i ja się nie rozchorowała, bo będzie totalna klapa.
....................................................................................
Robiąc zakupy w aptece, kupiłam po drodze malusieńkiego misia, który miał za zadanie pilnować Oskara, aby szybko wyszedł z choroby. I chyba dobrze się spisał, bo choróbsko dosyć szybko odpuściło :) Przy okazji wstąpiłam do nowo otwartego sklepu, a tam moje oczy ujrzały malusie podusie :) Prostokątne (takie, jakie lubię najbardziej), wykończone po bokach frędzelkami, o wymiarach 30/50, w kolorach jasno i ciemnoszarym z elementami czerni. Cena 14 zł za komplet (2 szt.) Nie mogłabym spać, gdybym się nie skusiła :)



Z tej radości przystąpiłam do dalszego „drucikowania” i kolejnych przedświątecznych zakupów. Ale o tym w kolejnym poście.
Życzę Wam i Waszym rodzinom dużo, dużo zdrowia.

***************************************************

4 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że niebezpiezpieczeństwo minęło!!!
    A chory mężczyzna to jeden z największych kataklizmów ludzkości;-) Zastosowałas najlepszą taktykę z możliwych!
    pozdrawiam serdecznie i zyczę wszystkim zdrowia, sił i dobrego humoru

    OdpowiedzUsuń
  2. No to zdrówka wszystkim Wam życzę :)

    A poduszki bardzo ładne :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Alexo, no i fajnie, że bez większych obyło się zdrowotnych komplikacji.Wyglada na to, że tylko Ogonka się od choroby wymigała.
    No, a Twoja powinnością w tej sytuacji jest jedno: Zdrową być!
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  4. Ori, masz świętą rację, chory facet to przemęczona kobieta... :))

    Elle, dziękuję :)

    Ma.ol.su, faktycznie tylko Ogonka cieszy się dobrym zdrowiem :)A ja, tak jak piszesz, muszę zdrowa być by koło nich skakać. :)

    Ściskam Was kobitki :)

    OdpowiedzUsuń