27.01.2011

Rewolucja!

UWAGA! Będzie długo, i być może nudno, więc ostrzegam! ;)

Witam Was serdecznie po kolejnej dłuższej przerwie.
Bywam u Was niemal każdego dnia. Jestem na bieżąco z Waszymi radościami i smutkami, jednak sama nie mogę zdobyć się na sklecenie kilku sensownych zdań...
To, co się teraz dzieje w moim życiu można śmiało określić mianem REWOLUCJI, i to raczej w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu...
Od kiedy wkroczyłam w „dorosłe życie”, czyli przyjmijmy, od momentu, kiedy urodziłam syna, moje życie nie było usłane różami.
Samotne macierzyństwo, wada wrodzona nóżek Oskarka, przebyta operacja w wieku 5 m-cy, rehabilitacja, która ciągnęła się przez szereg długich lat. Jakby tego było mało dołączyła się astma oskrzelowa, która zaowocowała 13-stoma pobytami w szpitalach. Na okrasę, do kompletu, jeszcze moja wada serca, która skutecznie dawała znać o sobie w najmniej oczekiwanych momentach...
Były dni, kiedy czułam się samotna, tak strasznie samotna, i bezradna, że aż odczuwałam ból. Oczywiście, miałam ogromne wsparcie ze strony moich ukochanych rodziców, ale to nie to samo...
Wiecie co mam na myśli. Chodzi o dzielenie się z bliską sercu osobą wszystkim, co niesie życie: radościami i troskami, sukcesami i porażkami, wzlotami i upadkami. Bycie ze sobą w każdej życiowej sytuacji, w zdrowiu, i w chorobie. Tak bardzo mi tego brakowało; wsparcia, ciepła, i bezinteresownej życzliwości.
Przez lata samotności spotkałam na swojej drodze osoby, jednak, nie byli to ludzie, z którymi chciałabym związać się do końca moich dni. Zapewniam Was, że i Wy nie chciałybyście mieć kogoś takiego u swego boku...
W zeszłym roku, kiedy po kolejnym życiowym zakręcie wpadłam w wielki dół, nazwany przeze mnie „kanionem kolorado”, sięgnęłam psychicznego dna. Podczas wakacji, gdy moi najbliżsi (rodzice i syn), wyjechali na zaplanowane wczasy, a ja zostałam sama, czułam, że pozostał mi już tylko ON – BÓG. Każdego dnia, późnym wieczorem zapalałam świeczkę i odmawiałam cały różaniec. Każdego dnia w tej samej intencji, prosząc, błagając właściwie naszego Ojca o wsparcie.
Modliłam się w pierwszej kolejności o zdrowie. O to, bym miała siły na dalsze zmaganie się z szarą codziennością. Potem ze łzami w oczach nieśmiało prosiłam o pomoc, o wskazówkę, która pomogłaby mi znaleźć dobrego człowieka, takiego „ludzika”, z którym będę chciała spędzić resztę moich dni, takiego, przy którym moja smutna codzienność nabierze weselszego wymiaru, takiego, przy którym poczuję się szczęśliwa i kochana. Gorliwie prosiłam naszego Ojca, by na mojej drodze pojawił się ktoś wrażliwy, troskliwy, uczuciowy, jednym słowem DOBRY CZŁOWIEK.
I wiecie co?
To się stało!!!
Teraz mogę powiedzieć, iż wiem z doświadczenia, że WIARA CZYNI CUDA!























Przez pierwsze miesiące pisaliśmy do siebie na GG, potem rozmawialiśmy ze słuchawkami na uszach. W końcu odważyłam się podzielić swoim numerem telefonu, ale w dalszym ciągu nie mogłam zdobyć się na odwagę, by spotkać się w realnym świecie i zderzyć się z rzeczywistością. Dlaczego? Pewnie dlatego, iż bałam się, że znowu mogę trafić na kogoś nieodpowiedniego. Byłam delikatnie zachęcana na spotkanie w miejscu publicznym, w kawiarni, na kawie i ciastku, na luźną niezobowiązującą rozmowę. Zawsze znalazłam wykręt; a to drobny remont w kuchni, a to malowanie łazienki, a to ból głowy, i szereg innych mniej lub bardziej ważnych spraw. W końcu, po 4 miesiącach, ku Jego zdziwieniu (mojemu chyba także!) zgodziłam się :)
Przyjechał o umówionej godzinie, i prowadzony nawigacją zaparkował bezbłędnie pod blokiem, w którym mieszkam.
Myślałam, że nie wyjdę. Bałam się chyba jeszcze bardziej, niż wówczas, gdy miałam 19 lat, i szłam na pierwsze spotkanie z przyszłym ojcem mojego syna. Ale już po pierwszych minutach okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują :))
Na pierwszy raz zaliczyliśmy dwugodzinny spacer spokojną okolicą, wśród ogródków działkowych. Czułam się przy nim pewnie, bezpiecznie, a co najważniejsze był wesoły i cały czas uśmiechnięty. Zero stresu, wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że znamy się od wielu lat.
Odprowadził mnie pod dom. Spytany, czy wejdzie na gorącą herbatę, odparł: „Dziękuję, ale może innym razem. W domu jest Twój 15-letni syn. Co sobie chłopak pomyśli o nas... Spotykamy się po raz pierwszy w realu i już tego samego dnia pojawiam się w Jego domu.” I tym stwierdzeniem ujął mnie doszczętnie!!! Już wiedziałam, że tan facet ma klasę! I za to bardzo Go cenię.
Od tego spotkania wszystko przybrało błyskawiczny obrót.
Ponieważ mieszkamy od siebie w odległości 45km, nasze spotkania są częste. Przyjeżdża do mnie w każdy wolny dzień od pracy, a nawet na kilka godzin popołudniami, po skończonej „dniówce”. Bardzo szybko poznaliśmy nasze rodziny. Zważywszy na losy naszych rodziców, nasze tempo nie jest aż tak wymowne... Jego rodzice pobrali się po miesiącu, od momentu poznania. Moi natomiast po 9 miesiącach, ale przez ten czas z uwagi na ogromną, dzielącą ich odległość, widzieli się zaledwie 3 razy! A co najważniejsze, obydwie pary żyją do dziś w wielkiej zgodzie, miłości, i poszanowaniu. Czyli... może to rodzinne? ;))
W Jego miejscu pracy wszyscy współpracownicy już mnie znają, choć jeszcze nie osobiście. Kiedyś spytali: „Słuchaj, to jak ma na imię Twoja Kobieta?” W odpowiedzi usłyszeli: „Hmmmmm. Mówimy do siebie zdrobniale ALUŚ...” Pojawiło się główkowanie...
Jak to, Ty do niej, a ona do Ciebie? To znaczy, że ona ma na imię Alicja?
Czyli już wszystko jasne. On Alek, a ona Alicja :)
Pokochałam Go, bardzo! Alek jest dokładnie taki, jakiego sobie wymarzyłam, jakiego wymodliłam i wyprosiłam przez ostatnie lata.
To kawaler, starszy ode mnie o całe 7 lat, a ja zawsze uwielbiałam starszych mężczyzn ;) Jest oczytany, inteligentny, kulturalny, zaradny, a co najważniejsze czuły, wrażliwy i opiekuńczy. Ma dobry kontakt z moim synem, bardzo lubi nasze zwierzęta. Jego troskliwy charakter przejawia się w życiu codziennym... „Wzięłaś leki po śniadaniu? Załóż kapcie, bo się przeziębisz. Zapnij płaszcz pod szyję, bo strasznie zimno. Daj mi Kotuś te siatki z zakupami. Chodź, zrobię Ci masaż...” Te, i podobne oznaki opiekuńczości „otulają” moje spragnione czułości „ego” każdego dnia.
Coraz trudniej znoszę 3-4 dniowe rozłąki. Niestety na razie jest jak jest. Ja mam tutaj swoje mieszkanko, rodziców, i swoje codzienne życie, a Alek też ma swoje „m”, rodziców, pracę, tyle że oddalone o 45km. Jeździmy więc do siebie na zmianę, on dla odmiany do małej mieścinki, ja dla odmiany do wojewódzkiego miasta. Moje życie nabiera tempa, które w ostatnich latach sięgało niemal zera :(
Do tej pory jedyną formą rozrywki były chopperowe wyjazdy za miasto, zwłaszcza do ukochanych lasów. W dalsze podróże nie wybierałam się, bo nie miałam z kim, i nie było czym. Teraz, dzięki Alkowi powoli nadrabiam stracone chwile.
W grudniu pojechaliśmy do Czech:

































































Tydzień temu byliśmy w Kudowie Zdroju. Byłam tak blisko Kłodzka, Nowej Rudy... Nie mogę sobie darować, że nie udało mi się spotkać z jedną z Was :(( Ty już wiesz Kochana, że to o Ciebie chodzi ;)
Ale coś wczoraj Alek mi oznajmił, że w tą niedzielę znowu nawiedzimy tamte strony, więc może tym razem...? :)




























































































Moje życie zmienia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Chociaż wolę wierzyć, że to nasz Ojciec przyczynił się do tych licznych, pozytywnych zmian, za sprawą moich gorliwych modlitw, i głębokiej wiary. Nie wspomniałam o najważniejszym! Od kiedy poznałam Alka, od kiedy „stał się cud”, czuję się dużo zdrowsza! Tzn, nadal biorę leki nasercowe, ale od dłuższego czasu nie mam „sensacji sercowych”, nie ląduję na pogotowiu, i nie spędzam dni przykuta do łóżka. A to już coś! :)
Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów mogę z całą stanowczością stwierdzić, że jestem szczęśliwa. Kocham, i czuję się kochana.
Moje Drogie, to nie koniec rewolucji, jakie zafundowało mi życie. Jest jeszcze coś, co sprawia, że sama nie wiem, czy mogę w to wierzyć, czy raczej powinnam otworzyć szeroko oczy, by obudzić się jak z pięknego snu...
Ale o tym następnym razem.

A teraz na koniec, aby nie było, że tylko ostatnio dobrze mi się wiedzie, kropla smutku i słonych łez...
Mój ukochany Ramzesek, psina z ADHD, znowu zrobił sobie krzywdę :(
Nie uwierzycie. Po raz drugi doznał uszkodzenia oka! Po raz drugi rozerwał sobie rogówkę tego samego oka, o ten sam żywopłot pod blokiem! Tylko tym razem uszkodzenie jest o wiele groźniejsze w skutkach :( Biedaczek, z bólu piszczał, a jego małe ciałko wykręcało się w bok, w grymasie przeszywającego bólu :((
Trwa leczenie. Antybiotyki, krople odkażające, i maść na odbudowanie rogówki. Uszkodzenie jest na tyle poważne, że w miejscu rozerwania wyciekła z oka maź, powstałe wewnętrzne ciśnienie lekko „wypchnęło” gałkę na zewnątrz. Serce mi krwawi, gdy patrzę na bidulka :((













































Nasz weterynarz jest jednak dobrej myśli. Po zbadaniu stwierdził, że oczko „żyje”, i powinno nie wyschnąć, i nie wypaść, a nawet może zachować zdolność widzenia. Moja kochana psinka chodzi teraz 24 godz w kołnierzu ochronnym. Nie może swobodnie spać w swoim koszyczku, więc w tych dniach śpi ze mną. Gajusia nie odstępuje towarzysza życia ani na krok! Asystuje przy wszelkich zabiegach, i tuli się, jakby zdawała sobie sprawę, że w takich chwilach należy pocieszać. 
Po raz setny, powtórzę do znudzenia, że my – ludzie powinniśmy uczyć się pewnych zachowań od naszych młodszych braci – zwierząt.
Na dziś kończę. Pora kolejnego kropienia oczu.
Proszę, trzymajcie kciuki za Ramzeska, będę wdzięczna :*
I tak już zupełnie na zakończenie, powiem Wam, że należy wierzyć...
A dlaczego to wszystko tak szczerze Wam opisuję?
Robię to po to, aby te z Was, którym coś w życiu nie wychodzi, te które czują się niespełnione, i być może niekochane, uwierzyły, że nie ma rzeczy niemożliwych. Należy wytrwale wierzyć we własne marzenia, śnić o nich, gorliwie się modlić, i czasem szczęściu nieco dopomóc...
Przecież mój "A" sam nie spadł mi z nieba, jakoś musiałam go poznać :)
Ale o tym także przy innej okazji.

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, i bardzo życzliwie (jak zawsze) :)

37 komentarzy:

  1. :)))))) jak cudownie! trzymam kciuki Alex za Was!cieszę się bardzo,że jest w tym poście ten spokój i radość:) Psinka biedna.. wysyłam uściski i mnóstwo pozytywnej energii dla Ramzesa i maleńkiej!:)*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochana, tak bardzo się cieszę że wreszcie, los się do Ciebie uśmiechnął :-)))Tak bardzo na to zasługujesz !
    Z całego serca życzę wszystkiego dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym postem przestałaś być dla mnie kobietą z pomysłami na wnętrze stałaś się człowiekiem z krwi i kości.
    Historia piękna, cieszę się, że jesteś szczęśliwą. Życie jest piękne bo jest jak "pudełko czekoladek nigdy nie wiesz na co trafisz". W końcu trafiłaś na szczęście i to jest najważniejsze.
    Mimo, że jestem obcą babą to naprawdę mocno Trzymam kciuki za Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  4. Alexo baaardzo, bardzo się ciesze Twoim szczęściem!!!Kurcze jak to miło poczytać coś tak radosnego przed snem...:))) Zawsze powtarzam, ze WARTO czekać na Tego Jedynego i czasem przejść przez męke by potem móc być razem-wiem to też ze swojego doświadczenia,niestety. Trzymam kciuki za Was i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. piekny post! Zycze Ci szczescia i zdrowka calej rodzinie i psu:-)
    sciskam
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. cieszę się z Tobą :)
    i trzymam kciuki!
    szczęścia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Alicjo, łap to szczęście za ogon i nie puszczaj!

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj!
    Bardzo się cieszę Twoim szczęściem :)
    Cudownie, że wszystko się układa tak pomyślnie. Pozdrawiam cieplutko.
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  9. Alekso, to bardzo dobre wiadomości a dobre wiadomości nigdy nie są nudne ani za długie.Czasem jednak warto poczekać na tego jedynego, nawet sporo lat. Cieszę się,że jesteś szczęśliwa. Najlepszego dla Was.

    OdpowiedzUsuń
  10. Szczerze się wzruszyłam! Alu życzę Ci dużo szczęścia!
    A Ramzeskowi zdrowia!!!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Mniej wiecej rok temy w podobny sposob opisywala swoje szczescie Kamila.Duzo podobienstw widac.Alicjo,szczescia i zdrowia!Iwona

    OdpowiedzUsuń
  12. Alicjo, Aluś kochana, nie wiem czy pamiętasz, ale to był chyba mój pierwszy komentarz u Ciebie i opisałam w nim, jak wymodliłam dla mojej mamy towarzysza życia i napisałam, że Ty też sobie go wymodlisz??
    widzisz i sprawdziło się :D
    baaaarszo się z tego faktu cieszę
    nawet nie wiesz jak bardzo :)
    życzę Wam tylko wspaniałych chwil, a Ramzeskowi życzę zdrowia

    buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Oby Twoje szczęście nigdy Cię już nie opuściło :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale cudowny post! Alexo, cieszę się razem z Tobą:D Po burzy zawsze wychodzi słońce, ale to Twoja wiara przyciągnęla szcęście! Uściski przesyłam:* Trzymam kciuki za Ramzeska.

    OdpowiedzUsuń
  15. Pomyślności Alexo i kolekcjonuj wszystkie szęścia :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciesze sie, ze Ci sie uklada i jestes szczesliwa. Pozdrawiam goraco.

    OdpowiedzUsuń
  17. Historia jak ze starej opowieści. Kiedyś będziesz opowiadała swoim wnukom jak sobie wymodliłaś "dziadka Alka", miłość i szczęście. Nie trwa!!!!!!
    A Ramzesowi życzę zdrowia, wygląda bardzo biedniusio z tym oczkiem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Aleksiu Kochan ciesze się przeogromnie i szczęścia Wam życzę !!! Wielkiego szczęścia !!!! Niech Wasza droga nigdy nie będzie kręta ...

    A Ramzeskowi zdrówka ...

    Buziolki wielkie

    OdpowiedzUsuń
  19. Alicjo bardzo sie ciesze, ze jesteś szczęśliwa, ze w Twoim życiu zmieniło sie na lepsze :)))
    Trzymam kciuki z całych sił, żeby tak juz zostało i żeby serducho nie szalało ( no chyba , ze z miłości ) i by psisko poczuło sie lepiej :)
    buziole posyłam :*****

    OdpowiedzUsuń
  20. Cieszę się,że wszystko się układa:) oby tak dalej!

    Całusy dla biednego psiaka!

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. Aluś Kochana jak ja się cieszę!!!Twoje szczęście niech będzie już na stałe!Bądź szczęśliwa i trwaj w tym...tak jak mówisz to cud wiary i Twój, że wierzyłaś iż jest to możliwe!!!!Buziolki:)

    OdpowiedzUsuń
  22. jak miło się czyta o tym, że jesteś szczęśliwa :))
    Oby tak dalej!
    Głaski dla Ramzesika :)
    Pozdrowienia dla WAS ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. Musze przyznać,że bardzo wzruszyła mnie twoja opowieść,pięknie opisałaś rodzącą się miłość,wzruszyłam się aż mi się łezka w oku zakręciła.Musisz być silną kobietą,skoro tyle przeszłaś,naprawdę podziwiam.
    Chyba masz racje,że warto wierzyć w lepsze jutro,chyba muszę to sobie zakodować;)
    Cieszę się twoim szczęściem.
    Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  24. Alutku kochany Ty mój!!! Cudowne wieści z pierwszej części posta! Tak się ciesze:):):) Natomiast bardzo zasmuciłam się pechem Ramzia:( Bidulek malutki, uściskaj go delikatnie od cioci Ani;) i podrap za uszkiem, bardzo proszę. Zdrowiej Ramziu!
    Duża buźka!

    OdpowiedzUsuń
  25. Gratuluję :) Cieszę się też, że odwiedziłaś moje tereny :) Pozdrawiam z Kłodzka :)

    http://anek73.blox.pl

    OdpowiedzUsuń
  26. Alexo,nawet nie wiesz jak ja bardzo sie cieszę kiedy czytam te wszystkie Twoje słowa!!!!!!!! Myślę,że twoja wiara nadzieja i żarliwość -dzieki temu i temu jaka jesteś stało się to wszystko dobre.Ja wierzę,że to właśnie w chwilach "złego" dowiadujemy się jakimi jestesmy ludzmi-to dla nas sprawdzian który ty fantastycznie zdałaś i wierze,że teraz będziesz już tylko szczęśliwa!!!!!!
    Pieskowi życzę zdrówka i calym sercem jestem z Tobą.
    pozdrawiam i baaaaardzo się z Tobą cieszę twoim szczęściem!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  27. Pozdrowienia dla pieska i dużo szczęścia Ci życzę! :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Wiara czyni cuda ! Ja też w to wierzę ! Ramzeska wygłaskaj i przytul od nas. Powodzenia Alicjo - a mówiłam że się spełnią Twoje pragnienia :)))
    Buziaki.

    OdpowiedzUsuń
  29. Jezu! Alexo! To najlepsza wiadomość, jaką udało mi się przeczytać ostatnio w Sieci! A ja bardzo lubię takie newsy; romansowe i romantyczne.

    Cieszy mnie niezmiernie stan Twojego ducha i zdrowia. I niech ta euforia trwa długie lata.

    Choć chorobą Ramzeska się zmartwiłam mocno, to przy Twojej czułej opiece i nadziei, że vet wie co robi, można wierzyć, że Jego Wysokość zdrów niebawem będzie.

    Wiele, wiele pozdrowień

    P.S. A czy p.A. ma jakiekolwiek wady?
    No choćby jedną, taką maleńką?:)

    OdpowiedzUsuń
  30. Zycze szczescia,choc zastanawia mnie fakt,ze taki ideal jest do tej pory sam.Trudno powiedziec cos o czlowieku,z ktorym sie nie mieszka.Oby byl naprawde taki,jak piszesz.
    Duzo zdrowia dla psinki.Zwierzaki sa cudowne.Te zawsze sa soba i mozna im wierzyc.

    OdpowiedzUsuń
  31. Cieszę się razem z Tobą Alexo, oby Wasz związek trwał i trwał :-) I dużo zdrowia dla psinki.

    OdpowiedzUsuń
  32. Witam Cię słoneczko i zapraszam po odbiór wyróżnienia do mnie. Cieszę się też Twoim szczęściem i będę trzymała kciuki za pozytywny rozwój tego związku. Już za dużo dostałaś w kość od życia, żeby teraz miało nie wyjść

    OdpowiedzUsuń
  33. Widzisz????
    Widzisz??????????
    Widzisz???????
    Marzenia się spełniają!!!!! Trzeba tylko bardzo, bardzo pragnąć o w końcu sie speniaja!!! Ach jak przeokropnie się ciesze Twoim - Waszym - szczęściem!!!!!! Fantastycznie!!!!!!


    I biedny Ramzesek, oj jak on się meczi biedaczek, wiem dobrze po tylomiesięcznej walce o oczko własnego maluszka... trzymam kciuki za tego wariata!!

    OdpowiedzUsuń
  34. Aleks ten Twój post jest piekny, pełen miołości no i nakoniec troszkę smutny} Aż łezka mi się zakręciła czytając Twój post. To cos wspaniałego, gdy Twoje prośby zostają wysłuchane. Życzę Ci by uśmiech nie znikał z Twojej twarzy oraz zdrowia Tobie jak i biednemu Ramzeskowi.Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  35. Piękna opowieść, dobrze jest wiedzieć, że możliwe są takie zdarzenia. Dobrze jest w to wierzyć...
    Mam nadzieję, że piesek szybko dojdzie do siebie, pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  36. Bardzo się cieszę, życzę samych cudownych chwil, i zapraszam po wyróznienie

    OdpowiedzUsuń
  37. Alu a nie mówiłam!
    Wiedziałam!
    Wiedziałam!
    Wiedziałam!
    Dużo dużo szczęście,a jeszcze więcej miłości Wam życzę:)
    Super wieści!

    OdpowiedzUsuń