Nie da się ukryć, że byłam już psychicznie wykończona tymi wszystkimi informacjami, którymi cała Polska żyje od dłuższego czasu, i którymi systematycznie „karmią” nas wszelkie media.
Pani Ania, moja dobra i serdeczna sąsiadka, o której nie jeden raz wspominałam na poprzednim blogu, niemal siłą wyciągnęła mnie z domu...
Pojechałyśmy na łono natury, do pobliskich lasów.
Nic mnie tak nie uspakaja jak muzyka szumiących drzew i śpiew ptaków.
Zapach runa leśnego i żywicy jest najcudowniejszym olejkiem eterycznym, który wręcz upaja.
I to stąpanie po mięciutkiej, zielonej pierzynce utkanej z mchu i zeszłorocznych liści...
Jestem w raju! :))
Pani Ania, największa „grzybiarka” jaką znam, zapędziła się w las w poszukiwaniu darów natury,
a ja spacerowałam z aparatem, zachwycając się każdym uroczym zakątkiem.
Zatrzymałyśmy się w pięknym miejscu, na leśnym parkingu.
Siedziałam na ławeczce, gdy w pewnym momencie dosiadł się do mnie starszy pan.
Przedstawił się jak na prawdziwego dżentelmena przystało i rozpoczęła się moja przygoda...
Nie wiem czy już kiedyś wspominałam, że UWIELBIAM starszych, pogodnych, mądrych, kulturalnych ludzi. Takich, od których zawsze można nauczyć się wielu mądrych i wartościowych rzeczy.
Uwielbiam też filmy wojenne o tematyce obozowej.
Wczoraj miałam zaszczyt spotkać się z żywą legendą i wkroczyć duchem w krainę historii...
Pan Franciszek jest 83-letnim mężczyzną, który był jeńcem wojennym obozu Auschwitz-Birkenau.
Trafił do obozu mając zaledwie 15 lat i 4 miesiące.
Mój Boże (pomyślałam), mój syn niedługo kończy 15 lat, czyli był wówczas w tym wieku...
Gdy podwijał lewy rękaw koszuli, a moim oczom ukazał się „numer seryjny obozowicza”, przeszył mnie dreszcz... Dreszcz współczucia, ale też podziwu, że po takich przejściach, dziś ten starszy Pan zachował taki spokój i pogodę ducha.
W obozie spędził dokładnie 2 lata, 2 miesiące i 20 dni.
Mieszkał w baraku pierwszym od strony krematorium, z którego słodki odór palonych ciał każdego niemal dnia drażnił nie tylko jego nozdrza, ale i wyniszczał psychikę młodego chłopca.
Przez okrągły rok jeden kocyk, twarde dechy i wieczorna porcja czarnego chleba, który przypominał glinę. Ciężka praca w kamieniołomach, a w przerwie „obiad” który był ściśle uzależniony od pór roku.
Wiosną i latem wodnista kasza z kawałkami szczawiu, lub innego zielska. Jesienią ziemniaki (2-3 sztuki) w łupinach zmieszane z ziarnem zbóż. A zimą suszone buraki, lub czarna brukiew.
Co miesiąc byli ważeni. Kto tracił na wadze, oznaczało to spadek formy i sił. Był nieprzydatny do dalszej pracy, więc trafiał do „lekarza”, stacjonującego w baraku obok, za dużym, blaszanym ogrodzeniem i już nigdy nie wracał do swoich braci, z którymi dzielił niedolę.
To samo czekało osoby stare i chore.
Dlatego w dniu ważenia ludzie pili litrami wodę i zjadali co wpadło im w ręce, nawet kamienie, by „podnieść” wskazania wagi...
Pan Franciszek opuścił obóz gdy miał dokładnie 17 i pół roku.
Na szczęście rodzice i starsze rodzeństwo żyli, i z wielką wiarą czekali na dzień, w którym najmłodszy syn stanie w progu drzwi ich rodzinnego domu.
Ukończył kolejne szkoły. Jako dorosły mężczyzna pracował w nadleśnictwie pełniąc funkcję głównego inspektora.
Dzisiaj jest sympatycznym, szalenie kulturalnym starszym Panem, którego wiedza i sposób bycia wprowadziła mnie niemal w zachwyt.
Słuchałam opowieści starszego Pana z ogromną uwagą. Słownictwo, jakie dobierał i zdania, które budował świadczyły o bogactwie wiedzy jaką posiadał i w dalszym ciągu światłym umyśle.
Do tego ten nienaganny wizerunek...
Ciemne spodnie w kancik, błękitna koszula, jasna marynarka. Siwe włosy przykrywała schludna, ciemna czapeczka z maleńkim rantem w formie małego daszka. Twarz, jakby 5 minut temu ogolona, świeża. Prawdziwy dżentelmen, taki jak za dawnych lat, kiedy był w kwiecie wieku.
Cały czas kotłowało mi się w głowie jedno stwierdzenie: dzisiaj już takich mężczyzn nie ma!!! :(
Okazało się, że mieszkamy w tej samej miejscowości :)
Pan Franciszek pracuje jako wolontariusz, jeżdżąc na zaproszenia szkół średnich i wyższych, przybliża młodym ludziom losy tysięcy Polaków, którzy zginęli walcząc za swoją ojczyznę.
Liczę na to, że jeszcze kiedyś spotkam na swojej drodze Pana Franciszka i otrzymam kolejną porcję historii od człowieka, który jest jej żywą częścią.
To był cudowny dzień! :)
W dodatku Pani Ania wypatrzyła pierwsze pojedyncze okazy podgrzybków!
Na pyszny grzybowy sosik do młodych ziemniaczków jak znalazł! :)
Na koniec chciałam bardzo serdecznie podziękować Wam Drogie Koleżanki
za wszelkie życzliwe życzenia zostawione pod poprzednim postem. Jesteście kochane :*
A ja Wam życzę jak najwięcej słoneczka, i jak najmniej deszczu :)
PS
Zdjęcia "obozowe" pochodzą z zasobów internetowych.
PS
Zdjęcia "obozowe" pochodzą z zasobów internetowych.
**************************************************
No to kochana,miałaś cudowny dzień.
OdpowiedzUsuńRozmowy z wartościowymi ludźmi bardzo Nas wzbogacają .
I grzybki już ?
Pozdrawiam serdecznie
Mialas niezwykle szczescie spotkanic Takiego człowieka. Az łezka mi sie zakrecila w oku kiedy to czytalam.
OdpowiedzUsuńTe opowiesci to wspaniale doswiadczenie, cieszmy sie ze zyjemy w takich czasach.
Goraco pozdrawiam.
Podobnie jak Ty Aleźo uwielbiam pogodnych, ładnie starzejących się ludzi. Czerpać od nich to co wartościowe i piękne, słuchac opowieści... Piękne miałaś spotkanie, ufam, że będzie się Wam dane spotkać jeszcze raz :)
OdpowiedzUsuńGrzyby! już są! Niesamowite :)
Uściski
Moja babcia spędziła 6 lat na Syberii na zesłaniu. Na podstawie jej opowiadań książkę by można było napisać... Dobrze, że wyszłaś do ludzi, dowiedziałaś się nowych rzeczy i miło spędziłaś dzień. A świata i tak nie naprawisz, staraj się ile możesz, ale nie przyjmuj wszystkich tragedii do głowy.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się cieplutko,
Monika
Ale cudowne spotkanie Ci się udało przeżyć...ja tak jak Ty też uwielbiam spotkania z wartościowymi ludźmi...a Ty miałaś taką możliwość słuchania naszej historii...niesamowite!!!Twoje zdjęcia piękne sielskie, spokojne i grzyby już są..pychości będą:)Pozdrawiam Cię cieplutko:)
OdpowiedzUsuńa te grzyby to sie chyba pomylily w miesiacach ahahah piekny spokoj czuc na zdjeciach :)
OdpowiedzUsuńTwoja sąsiadka wiedziała ,czego potrzebujesz.Trochę oddechu..A że przy okazji taką wspaniałą znajomość jeszcze nawiązałaś ,to już w ogóle super!!
OdpowiedzUsuńGrzyby już są? Niesamowite!
Buziaki
Cieszę się, że po tych trudnych dniach taką miłą znajomość nawiązałaś. I że poczułaś się lepiej.
OdpowiedzUsuńA grzybki... z chęcią bym zjadła.
Pozdrawiam.
Twoja Sąsiadko Alexo to wspaniała osóbka podobnie jak Pan którego miałaś okazję poznać ... zazdroszczę z całego serducha i wielu tak wspaniałych dni życzę !!!
OdpowiedzUsuńBuziaczki
Niesamowite spotkanie... Piękna historia...
OdpowiedzUsuńCzy wiesz, że ja też niedawno spotkałam takiego Pana? W sklepie poprosił mnie o pomoc, a potem kilka minut rozmowy i już wiedziałam, że ma 83 lata, 2 obozy za sobą, od kilku lat samotny i radzi sobie bez pomocy innych. Ciepły, miły, zadbany, uśmiechnięty :))) Szkoda, że moje spotkanie było tylko przelotne.
Twoja sąsiadka jest niesamowita! Grzyby? Już? Super!
A najważniejsze, że poprawił się Twój humor :)
Ściskam gorąco :)
Witaj, masz cudowna sąsiadkę, dobrze miec blisko takiego człowieka. A starszych, kulturalnych panów powyżej 80 jest zdecydowany deficyt, więc miałaś szczęście, spotykając takiego pana. A te podgrzybki cudne, uwielbiam grzybobranie.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Bardzo fajny blog!:D Ciekawe historie na nim poruszasz. Co do Starszych i kulturalnych panów po 80. to całkowicie się zgadzam. Trzeba mieć niestety szczęście, żeby takiego poznać:)
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś.
OdpowiedzUsuńCudowny klimat stworzyłaś
Buziaki śle
Masz szczęście że spotykasz takich ludzi i potrafisz wykorzystac te spotkania. Twoje posty zawsze czytam z ogromną uwagą, są przepełnione mądrością życiową. A zdjęcia przepiękne!!!! Pozdrawiam z "Leśnego Zakątka":)))
OdpowiedzUsuńAlexo Moja Droga! Takie chwile są bezcenne. Czytając Twojego posta, przypomniało mi sie podobne spotkanie. Miałam okazję poznać staruszka który był znanym plastykiem, i podczas pewnego jesiennego, podzielił sie ze mną historią swojej pracy i pasji.
OdpowiedzUsuńAlexo, dawno już po lesie nie spacerowałam, więc duże dzięki za te zdjęcia przepiękne, klimat i urodę lasu tak doskonale oddające!
OdpowiedzUsuńI za tę opowieść, pokazującą nie tyle, albo nie tylko p. Franciszka, ale Ciebie głównie; Twoją umiejętność zachwycania się ludźmi i przyrodą.
Serdecznie Cię pozdrawiam
Oj racja, każdy z nas potrzebuje czasem takiej naturalnej energii. Ja też lubie się czasem przytulić do drzewa:)
OdpowiedzUsuńSpotkania zazdroszczę. Ludzie tacy jak Pan Franciszek potrafią na nowo obudzić w nas radość życia i tego co mamy...
Buziaczki:)
Potrafisz tworzyć klimat:) historia bardzo smutna:( to wszystko co się działo pozostaje głęboko w sercu:( ale piękny dzień i miłe spotkanie za Tobą, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnie ma to jak spacer w lesie i troche historii a podgrzybki rewelka, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZnalazłam to zdane kochana:) Ależ miałyśmy szczęście, że ICH spotkałyśmy, prawda?:)
OdpowiedzUsuńUściski wielkie, Asia.