Tak jak wcześniej pisałam, było...domowo :)
Od lat w noc sylwestrową zawsze przychodzą do mnie rodzice. My – jedynaczki już tak mamy, że bardzo jesteśmy zżyte z rodzicami. No bo niby z kim miałyśmy się w dzieciństwie zżyć?...
Na kilka dni przed nocą sylwestrową, mama zadała mi pytanie: „ Słuchaj, córa, a może ten wieczór chcecie spędzić ze znajomymi, a nie ze „zgredami” ? Ciągle nas zapraszacie, a może w tym roku, dla odmiany chcielibyście inaczej spędzić ten wyjątkowy wieczór?” ...Jakoś smutno mi się zrobiło słysząc te słowa :(
Pomyślałam sobie, że właśnie pozostałe dni roku, te „zwykłe”, codzienne wieczory mogę spędzać ze znajomymi, ale w taką noc, to właśnie im jako pierwszym pragnę złożyć noworoczne życzenia. I pozostaliśmy przy starych, ale jakże rodzinnych przyzwyczajeniach :)
Słuchaliśmy muzyki, zerkaliśmy w ekran tv, podjadaliśmy i popijaliśmy „mojego” vermoutha z sokiem i cytryną, na którego wszyscy się skusili i ku mojemu zdziwieniu orzekli, że nawet pyszny...! O północy toast noworoczny z udziałem pysznego, bo wyjątkowo słodkiego szampana :) Część męska wybyła przed dom poszaleć w towarzystwie naszych sąsiadów odpalając race, a my z mamą i Ramzesem, który jak na RAMZESA WIELKIEGO przystało niczego się nie boi, staliśmy w oknie z zimnymi ogniami przyglądając się kolorowym pokazom. Nigdy nie mam głowy żeby w tym momencie sfilmować Ramzesa. A szkoda! Bo on z takim entuzjazmem ogląda całe wydarzenie. Robi 100 min na sekundę, marszczy czoło, wytrzeszcza oczy, niecierpliwie przebiera łapkami i strasznie się denerwuje, że nie może w całej „akcji” na żywo uczestniczyć. Niestety, od kiedy trzy lata temu próbował złapać w „paszczę lwa” wirującą na chodniku zapaloną petardę, całe widowisko doświadcza bezpiecznie, przez szybkę.
Ramziu czynnie z nami siedział do końca, to znaczy do 3 nad ranem, bo wtedy rodzice poszli do domu.
Ja, jak na „nocnego marka” przystało zostałam ostatnia na „polu bitwy” i wytrwałam do świtu oglądając jeszcze film w tv.
W noworoczny wieczór znowu zrobiłam coś z drucików. Można tego używać do palenia świec, ale jego docelowe przeznaczenie jest zupełnie inne. A jakie, ujawnię dopiero jak „dzieło” będzie ukończone, co nastąpi już za kilka dni.
Chciałam na koniec bardzo serdecznie podziękować Wam, Moi Drodzy Goście, za piękne życzenia Noworoczne jakie otrzymałam na blogu i w mailach. Serdecznie Wam za nie dziękuję i jeszcze raz życzę Wam wszystkiego co najlepsze i najpiękniejsze.
Pozdrawiam Was serdecznie :)
**************************************************
**************************************************
Imprezom w kameralnym gronie mówimy TAK!
OdpowiedzUsuńDzielnego masz czterołapa, nasza Lusi jakby mogła, zjadłaby dywan ze strachu.Dzieki Bogu to tylko jedna noc w roku.
Pozdrawiam Noworocznie
To ja pierwsza Cię przywitam w nowym Roku i uściskam :) a co!
OdpowiedzUsuńfaktycznie odważny ten twój Ramzesik, Maja cały wieczór przesiedziała pod stołem w kuchni, piękne zdjęcia "drucikowa damo" ;)
Pozdrowionka cieplusie...
Ech, nie udało się, Kamila była pierwsza ;)
OdpowiedzUsuńAlexo, nieodmiennie najlepsze Twoje 'kawałki' (moim zdaniem) to te, które zachowanie Ramzeska opisują!
OdpowiedzUsuńSwoją drogą zdumiewa mnie, że on się tych petard, huków, wystrzałów nie boi.
Nasze zwierzaki cierpią bardzo!
Dlatego ja sylwestrowej nocy nie lubię, bo faktycznie nie ma im jak pomóc.
Wiele pozdrowień dla Waszego domu
Ja uwielbiam małe, ciche imprezy sylwestrowe, w gronie najbliższych nam osób :-) Byłam wiele razy na wielkich i głośnych imprezach, na balach i nudziłam się tam niesamowicie. Nigdy więcej! Pozdrawiam i ściskam Noworocznie :-)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że troszkę zazdroszczę Ci piesia, który się nie boi fajerwerków. Mój Diesel nie przepada, szczeka na nie straszliwie (i to szczekanie mu tak zostaje jeszcze przez pare tygodni po wystrzałach :)) Korusia za to (moja nieodżałowana pudlica) olewała je kompletnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Brawa dla Ramzesa ,że nie moi się petard.Zuch piesek!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Ramzes Zuch !! Moja Pierdółka schowałaby się nawet do mysiej dziury ! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twojego Ramzesa,bardzo dzielna psinka!Nasz Kajtek jakby mógł to do mysiej nory by się schował,a przecież to kawał kocura.
OdpowiedzUsuńNa sylwestrową noc od lat mam stary sprawdzony sposób...grupka przyjaciół,własne jedzonko i muza...wynajęty kawałek podłogi tym razem była to klasa w szkole... zawsze jest fantastyczna zabawa do rana:)
Pozdrawiam noworocznie.
No to jednym słowem miałaś udanego sylwestra i oby jak najwięcej takich imprez!A Ramzesowego charakteru zazdroszczę jak diabli... u nas co prawda też spokojniej, najbardziej zawsze przeżywała Sagunia...to był istny horror, o Synusia też się bałam, miałam już we wrześniu chitry plan na noc sylwestrową...teraz zostalismy tylko z Osiołkiem , który boi się rozbłysków...na szczęście jest głuchy jak pień, więc tak bardzo nie przeżywa, ale jak pomyślę o tych wszystkich bezdomnych biedakach...jakoś tak odkąd pamiętam, dlatego nie za bardzo lubię sylwestra.
OdpowiedzUsuńMoc uśmiechów i radości życzę w nowym roku!
Witajcie Moje Drogie! :)
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, Ramzes jest wyjątkowo szalonym psiakiem. W niewielkim ciałku drzemie wielka odwaga, moc i siła :))
Muszę na każdym kroku mieć na niego oko, bo przy jego temperamencie każda sytuacja stwarza możliwość zagrożenia.
Dla odmiany, moja kochana "wilczyca" Kora (o której pisałam)bała się okrutnie sylwestrowych wystrzałów. Każdego roku o północy zamykałam się z nią w... łazience :)) Tak, tak, bo tylko tam nie ma okna, i psina mogła jakoś to przeżyć...
Moc pozdrowień Wam przesyłam :*