16.12.2011

Zmagań z życiem ciąg dalszy...

Znowu długo mnie nie było w blogowym świecie...
Gdy tak się dzieje przyczyny mogą być tylko dwie: totalny brak czasu, lub problemy, które przytłaczają jak ogromny głaz. Niestety, w moim przypadku jest to drugie.
Pierwszy cios zaliczyłam z końcem wakacji. Mój syn, który urodził się z przykurczem ścięgien, przeszedł operację, choruje na astmę i jest na stałych lekach, przez 16 lat pobierał zasiłek pielęgnacyjny z tytułu orzeczenia grupy. W tym roku po raz pierwszy na komisję lekarską stanął nie jako dziecko, ale jako dorosły człowiek. I wiecie co? Stał się cud, nastąpiło cudowne uzdrowienie, i pomimo przyznania grupy, nie otrzymał już świadczeń na leczenie. Dlaczego? Ano dlatego, że zmieniono stopień z umiarkowanego na lekki, i w tej sytuacji moje uczące się w I kl.L.O DOROSŁE dziecko może samo ZAROBIĆ środki finansowe na dalsze leczenie. Odwołaniem od decyzji wskórałam tylko tyle, że na nowym orzeczeniu pojawiły się dodatkowe zaostrzenia zdrowotne odnośnie podjęcia przyszłej pracy zawodowej.
Tylko zaraz, o jakiej pracy mowa? Przed moim synem 2,5 roku nauki w liceum, i kolejne lata na studiach w systemie dziennym.
No cóż... Witam brutalną rzeczywistość!

Ledwie zdążyłam pogodzić się z zaistniałymi faktami, gdy pojawił się kolejny cios od losu...
Ramziu mój ukochany zeskakując z kanapy i biegnąc co tchu na powitanie Alka wracającego ze sklepu, tak niefortunnie naskoczył na tylną łapkę, że zerwał doszczętnie ścięgna krzyżowe w kolanie. Usłyszałam z kuchni przeraźliwy pisk, a gdy podbiegłam mój maluszek leżał bokiem na podłodze nie mogąc się podnieść. Pojechaliśmy do weterynarza, po oględzinach kończyny usłyszałam „wyrok” - operacja! :( Akcja potoczyła się błyskawicznie, lekarz poinformował nas, że każdy dzień zwłoki pracuje na niekorzyść w rekonstrukcji kolana. Telefon do Kliniki Weterynaryjnej przy Akademii Rolniczej we Wrocławiu, i już następnego dnia o 8 rano byliśmy na miejscu. Najpierw seria zdjęć rtg, i już po godzinie nasz mały bidulek leżał na stole operacyjnym. Pomimo ogromnego stresu przyznam szczerze, że czułam się spokojna, a wszystko za sprawą personelu medycznego. To, jak traktują lekarze weterynarii swoich pacjentów i ich opiekunów przeszło moje najśmielsze wyobrażenia w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przed operacją rozmowa z chirurgiem, ordynatorem wydziału ortopedycznego, który poinformował nas o całym przebiegu operacji, oraz okresie rekonwalescencji. Odbyła się rozmowa z anestezjologiem, który wypytał o wszelkie aspekty mogące być zagrożeniem podczas zabiegu. Alek został mianowany „tatusiem” i pocieszano Go, że wszystko będzie dobrze ;)
Hm... On „tatuś”, to ja „mamusia”, czyli już stanowimy rodzinkę ;))
Operacja trwała godzinę. Ramziu ma w kolanie wszczepiony implant, który „trzyma” więzadła krzyżowe. Po udzieleniu wszelkich możliwych informacji i porad, zrobieniu fachowego opatrunku i owinięciu w kilka warstw koca, otrzymaliśmy sierotkę gotową do transportu do domku. Wybudzanie trochę trwało, dopiero jakieś 3 godz po zabiegu pechowy psotnik próbował podnosić główkę. Widok jego cierpienia, który wypisany miał w oczach, był jednym wielkim krzykiem rozpaczy :( Lekarz uprzedził nas, że operacje ortopedyczne są jednymi z najbardziej bolesnych zarówno dla zwierząt jak i dla ludzi. Tak naprawdę oblicze prawdziwego cierpienia nastąpiło w następnej dobie. Ramziu „płakał” cały czas, nie mógł ułożyć się w sposób, który gwarantowałby choćby najmniejszą ulgę. Co zrobiłaby matka małego dziecka w takiej sytuacji? Oczywiście niezastąpione ręce.
Nie pozostało i mi nic innego... Nosiłam biedaka kolejne dwa dni. Zasypiał na krótko tylko na moich kolanach. Robiłam mu zastrzyki z antybiotykiem co trzeci dzień i podawałam środki przeciwbólowe podskórnie. Powoli wszystko wracało do normy.


Jest już 1,5 miesiąca od operacji. Ramzes jest wesoły, szczęśliwy i nadal tak samo rozbrykany jak przed feralnym zdarzeniem. I chyba jeszcze bardziej zakochany w swojej Gajusi, która w tym trudnym okresie była nader opiekuńcza i wyrozumiała względem czworonożnego cierpiącego przyjaciela :)
W tym miejscu chciałam Ci Aleczku bardzo, ale to bardzo podziękowac za wszystko!
Jesteś prawdziwym przyjacielem "braciszku" ;)


Tak, chwila wytchnienia... Nie na długo.
Rozprawa alimentacyjna potoczyła się sprawnie i szybko. Już na pierwszym posiedzeniu Sądu zapadła ugoda na moją korzyść. Wcześniej otrzymywałam na syna 300zł, teraz mam 600zł, więc chyba mogę ująć ten fakt w pojęciu „z”, jak zwycięstwo.


Jednak to nie koniec...
Ledwie wyrok uprawomocnił się, ojciec wniósł sprawę o ustanowienie na mocy prawa kontaktów z dzieckiem. Szok!!! Przez 16 lat „tatuś” nie domagał się widzeń z synem ponad ustaloną przez siebie normę 2-3 wizyt w skali roku! Teraz obudził się ze snu zimowego i nagle zapragnął być wzorowym ojcem! Litości!!! Pierwsza rozprawa już za mną, niestety, nie ostatnia. Ojczulek zażądał widzeń z synem w drugi dzień Świąt B.N, pierwszy dzień Świąt Wielkanocnych, każdą sobotę i ostatnie weekendy miesiąca. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam czy mam się rozpłakać, czy raczej buchnąć gromkim śmiechem... Sedno sprawy tkwi w tym, że mój syn absolutnie nie zgadza się na taki liczny wymiar kontaktów z ojcem. Przez 16 lat, czyli przez całe swoje dotychczasowe życie przyzwyczajony jest średnio do 3 wizyt w skali roku, które zawsze odbywały się dobrowolnie, bez żadnego wymuszonego, odgórnego, przymusu. 16-latek to już nie małe dziecko, ale młody człowiek wkraczający w dorosły świat. Ma swoje życie, swoje sprawy, swoje pasje. Dużo nauki, treningi, konkursy. Od lat ma poukładane życie wedle swoich norm rozdzielonych na szkołę, obowiązki i czas wolny. W imieniu dobra dziecka nie mogłam zgodzić się na wygórowane żądania ojca, który tak naprawdę chyba do końca nie zdaje sobie sprawy o co tak naprawdę walczy...
Kolejna rozprawa 14 lutego, w dniu zakochanych. Być może do tego czasu tatulek uświadomi sobie, że dla dobra dziecka powinien poprzestać na takim wymiarze spotkań z synem, jaki odbywał się do tej pory, o co domagam się zarówno ja, jak i mój syn.

A teraz, na koniec:
S P R O S T O W A N I E :(
Kochani, post dotyczący domu, który ukazał się wczorajszego dnia nie powinien mieć miejsca. Sporządziłam go na początku tego roku, w wielkiej radości i euforii, gdyż dotyczył spełniania mojego największego marzenia. Zapisałam go w wersjach roboczych, gdzie miał czekać na swoją kolej w hierarchii publikacji, aż zostaną dopełnione wszelkie formalności. Niestety, na chwilę obecną moje wielkie marzenie stało się niespełnionym marzeniem, a radość życia przysłoniły mi inne, ważne sprawy i zdarzenia losowe. Całkowicie zapomniałam o wpisie zachowanym w wersjach roboczych, poza tym nie mam w zwyczaju robienia postów „na wyrost”, ten był wyjątkiem.
Wpis opublikował się wczoraj samoistnie, a ja dopiero dzisiaj zostałam o tym fakcie powiadomiona.
Dlatego też chciałam Was Drogie Koleżanki przeprosić za pomyłkę. Jednakże chciałam również bardzo serdecznie podziękować za komentarze, które zdążyły się pojawić w tym temacie. Jesteście Kochane i bardzo życzliwe, za co pragnę Was dzisiaj bardzo mocno, choć wirtualnie wyściskać :*

PS
Kolejny post już niebawem.
Tym razem będzie dotyczył w 100% aranżacji mojej przestrzeni życiowej.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie - ALEXA

8 komentarzy:

  1. Alekso kochana ale masz zawirowań,,,,mam tylko nadzieję że uda Ci się wszystko poukładać a na czas świąt odetchniesz i spokojnie je przeżyjesz!Wpadnij do mnie i poznaj mojego Synka!Pozdrawiam Cie Kochan i fajnie, że się odezwałaś!Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Alexo,i tak sie spelni)Iwona

    OdpowiedzUsuń
  3. Alu,dzieje się u Ciebie kochana ,oj dzieje!!
    Zdrówka zycz ode mnie piesiowi!
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Alexo, nigdy się nie "odzywałam" do Ciebie a mam wrażenie jakbym Cię znała jak własną siostrę... Nie masz pojęcia, jak byłam uskrzydlona jak przeczytałam o domie i spełnionych Twoich marzeniach. Cóż życie pisze różne scenariusze... Wierzę gorąco, że Tobie napisze jeszcze piękniejsze:) Co do zmagań życiowych, to życzę Ci aby się wszystko poskładało i porozwiązywały supełki. Pozdrawiam Cię serdecznie.
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzielna jesteś niesamowicie. Tyle spraw i dajesz radę. Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Och Kochana.... życie czasem tak wiruje, że szok....
    Strasznie szkoda, że TO marzenie nie spełniło się teraz. Ale skoro marzysz i pragniesz tego, to spełni się.
    Życzę Ci dużo siły i wiary!!!!!

    Uściski przesyłam :))

    OdpowiedzUsuń
  7. ALUNIU SIOSTRUNIU MOCNO PRZYTULAM.CODZIENNIE JESTEM MYŚLAMI I SERCEM Z TOBĄ.UŚCISKAJ RAMZIA OD CIOTECZKI ANECZKI.

    OdpowiedzUsuń
  8. Łaskawego Roku i spełnienia DUŻYCH marzeń!

    OdpowiedzUsuń