14.10.2010

Baśń tysiąca i jednej nocy.

„O Janku i Franku”
Dawno, dawno temu, za górami za lasami...
No dobrze, może nie tak dawno, tylko od poniedziałku, i nie za górami, za lasami, tylko nad rzeką Odrą, a ściślej ujmując w moim „m” trwa wymiana pionów wodnych w kuchni. Panowie majstrowie szumnie nazywani „Ekipą Remontowo-Budowlaną Spółdzielni Mieszkaniowej” przystąpili do „akcji wymiany instalacji wodno-kanalizacyjnej” w całym budynku mieszkalnym.
„Eskadra REM-BUD” w składzie Pana Janka i Franka po szumnym wejściu zaczęła oględziny. Oprócz młota udarowego nie mieli przy sobie absolutnie nic. I od tego momentu zaczyna się PRAWDZIWA bajka...
Pan Janek jest skromnym, uczynnym, dokładnym i bardzo pracowitym człowiekiem. Ceni sobie fachowość i skrupulatność. Jest w posiadaniu kilku „fakultetów” w typowo męskim zawodzie: hydraulika, murarza, spawacza, i tokarza. To miły, cierpliwy, spokojny, kulturalny starszy Pan. Natomiast Pan Franek jest typem MACHO z szerokim uśmiechem, ukazującym błyszczące, metalowe zęby (w tej roli wystąpiły górne czwórki). Gadane miał niczym polityk podczas akcji wyborczej, i co ciekawe miał do szkoły mocno pod górkę, dlatego nie posiadawszy żadnego „papierka” jest dzisiaj zwykłym pomocnikiem. Jednak dziwnym zrządzeniem losu to właśnie Pan Janek do Pana Franka mówi „SZEFIE”... ???
(Wszystkie wypowiedzi pochodzą z ust Franka)...


„Da Pani jakiś ostry nożyk, bo my chcieli tapetę wyciąć. Bo jak szarpniem, to cały kawał odpadnie”. Pospiesznie więc podałam Panu mój ulubiony kozik ostry niczym brzytwa, który służy mi do obierania ziemniaczków. Po chwili pada kolejne pytanie: „Ma Pani jakąś drabinkę? Bo muszę przy suficie kasetony odciąć. Jak nie ma drabinki, to ja tu na tym stołeczku stanę”. Spojrzałam w tym momencie na buty jegomościa, były całe oblepione brudem, który pewnie od lat nawarstwiał się podczas wielu podobnych remontów. Wyobraziłam sobie te piękne buciki na moim drewnianym hokerze, na którym zasiadam spożywając posiłki. Czym prędzej krzyknęłam, że już idę do piwnicy po drabinę!
Panowie bardzo się ucieszyli, i z nieskrywanym uśmiechem orzekli, że lepszej to nawet w firmie nie mają. Teraz przyszła kolej na najważniejsze, silni mężczyźni młotem udarowym, niczym wojacy na wojence „strzelali” do podłogi i sufitu, aby przebić się na wylot przez grubą, półmetrową, betonową warstwę stropów. Czy muszę Wam opowiadać co się działo w tym momencie? W moim małym „m” pojawiła się ogromna chmura pyłu, taka która pojawia się podczas wybuchu wulkanu. Stojąc zaledwie w odległości 2 metrów od mężnych facetów ledwie mogłam ich zobaczyć. Gdy pył osiadł, szczelnie pokrył warstwą kilku milimetrów wszystko co znajduje się w „m”... :( Ręce mi opadły, ale też chciałam pokazać, że jak na babkę to dzielne ze mnie dziewczę. Zacisnęłam mocno zęby i czekałam na dalszy rozwój akcji. Teraz kolej na wykucie starej rury odpływowej, która była wmurowana w ścianę. Przy jej demontażu Panowie zapewnili mi kolejną frajdę w postaci mocno pochlapanej podłogi szlamem zbieranym przez całe, okrągłe 25 lat. Ponieważ szlam ciągnął się i mazał niczym rozgrzana smoła, „wspaniały mózg” Pana F. wpadł na pomysł, że jak posypie brud warstwami gruzu i okrężnymi ruchami będzie „rozcierać masę”, to szlam zostanie wchłonięty. Tylko nie pomyślał o jednym, mianowicie o tym, że przy okazji zniszczy mi podłogę! Ale na szczęście ja cały czas nad wszystkim czuwałam, i zachowawszy trzeźwość umysłu grzecznie „poprosiłam” Panów o danie mi chwili, abym mogła sama uprzątnąć to bagno z podłogi. Zastanawiałam się na co teraz przyjdzie kolej? Długo nie musiałam czekać, gdyż już po chwili padło kolejne pytanie: „Ma Pani jakiegoś metra? Musim zmierzyć te odcinki starych rur.” W milczeniu przyniosłam to, o co prosili, ale czułam, że ciśnienie już mi się dźwiga mocno w górę, a serducho moje biedne goni gdzieś na wyścigi. Tylko z kim się tak ściga? Pewnie z tym ciśnieniem.
Kończąc wielce wyczerpującą pracę na dziś, przystąpili do sprzątania. I w tym momencie nie wytrzymałam... gdy oczy ujrzały moją małą, delikatną, plastikową, podgumowaną szufeleczkę, którą zbieram okruszki z podłogi, w roli dźwigania potężnych warstw gruzu. Moje oburzenie sięgnęło zenitu!!! Chwyciłam po telefon i zadzwoniłam do kierownika tej wspaniałomyślnej ekipy. Spytałam z czym dzisiaj wysłał swoich pracowników do pracy? W odpowiedzi usłyszałam, że mają wszystkie potrzebne narzędzia, tylko.... pewnie im się dźwigać nie chciało. Pan kierownik obiecał swoich podwładnych mocno uświadomić, i z całą pewnością to uczynił, gdyż drugiego dnia Franek pojawili się w moich drzwiach nie kryjąc, jak jest mocno obrażony. Wchodząc burknął pod nosem: „Dobry!”. Na co ja odpowiedziałam tym samym slangiem: „Dobry”. I to były jedyne słowa jakie zamówiliśmy tego dnia. Po trzech kwadransach ciężkiej pracy, opuścili moje „m” mówiąc: „Na dzisiaj koniec roboty, my już poszli”. Dopiero, gdy weszłam do kuchni moim oczom ukazała się niespodzianka... Franio był tak miły, że postanowił dziś po sobie nie posprzątać i zostawił mi w mieszkanku stertę zużytych gazet, kupkę gruzu do wysokości kolan i kilka drewnianych połamanych listew. Wiem, że u każdego lokatora po każdym dniu, do ich obowiązku należy sprzątnięcie miejsca pracy. Było dla mnie jasne, że to bojkot! Tylko, że Franiu miał pecha, bo tak do końca nie wiedział na kogo trafił... Cierpliwie poczekałam, aż będą schodzić z czwartego piętra. Wtedy otworzyłam drzwi i grzecznie spytałam, czy zamierzają Panowie mi oczyścić mieszkanie z pozostawionego gruzu. W odpowiedzi bojowo nastawiony Pan Franek odpowiedział, że nie ma zamiaru komuś w mieszkaniu sprzątać. Zamknęłam grzecznie drzwi i znowu sięgnęłam po telefon, tylko, że tym razem moje słowa wyglądały nieco inaczej: „Proszę Pana, jest Pan kierownikiem tej grupy, proszę do mnie przyjechać na kontrolę i zobaczyć naocznie jak wygląda pozostawione stanowisko pracy przez Pańskich ludzi. W tym momencie zrobiłam zdjęcia aparatem cyfrowym jako dowód, i jeśli Pan w przeciągu godziny do mnie nie dotrze, ja te zdjęcia wyślę, ale nie Panu, tylko bezpośrednio do PREZESA spółdzielni”. Przyjechał w jakieś 20 minut. Opowiedziałam o rażącym zachowaniu Franka jako przykład podając niezbyt fachowe teksty, oraz niezbyt fachowe podejście do pracy, poprzez wyginanie rury wodnej za pomocą uwieszonej pod sufitem rury gazowej. Jednocześnie nie zapominając o Janku, któremu nie szczędziłam słów pochwały pod każdym niemal względem. Pan kierownik spuścił głowę i ze wstydem odparł, że on też ma z tym gagatkiem problemy, i że „ten typ” już tak po prostu ma :(


Dzisiaj, podczas czwartego dnia mojej bajki nastąpił gwałtowny obrót akcji :) Obaj Panowie byli nadzwyczaj kulturalni i mili. To, że kultura przemawiała przez Pana Janka, to mnie w ogóle nie dziwiło, ale ze strony Franka było bynajmniej nietypowym zjawiskiem. Na koniec dnia wpadł do mnie starszy, poczciwy Janek i wyszeptał: „Dziękuję Pani za tak przychylną opinię na mój temat w obliczu samego szefa. Jest mi niezmiernie miło :)”. Na co ja odparłam: „A ja bardzo się cieszę, że taki fachowiec miał możliwość wykazania się w moim skromnym M :)”
Pożegnałam Pana Janka życząc Mu dużo cierpliwości, żelaznych nerwów i wytrwałości, mając u boku TAKIEGO kolegę jak Franek...
Jutro wchodzi ekipa murarzy, która definitywnie ma zakończyć remont. Gdy tynki już całkowicie wyschną wejdzie ostatni z wojowników, czyli ja we własnej osobie :) Do moich prac będzie należało: wytapetowanie na nowo całego rogu kuchni, uzupełnienie zniszczonych kasetonów, malowanie mebli kuchennych oraz kuchenki, przycięcie szafki zlewozmywakowej pod zamocowany w nowym miejscu wodomierz, zrobienie półeczki pomiędzy szafką a ścianą i wiele, wiele innych prac nie tylko w kuchni. Mam zamiar ze wszystkim się wyrobić jeszcze zanim położę się w szpitalu. Ufff, no to do pracy! :)
Aaaa! Zapomniałabym! Każda baśń ma swój morał, moja też, a brzmi on tak:
„NAJLEPSZYMI FACHOWCAMI JESTEŚMY MY SAMI” ;)

PS
1). Imiona obydwu panów na potrzeby baśni zostały zmienione, a wszelkie podobieństwo do ewentualnego, autentycznego nazewnictwa jest czysto przypadkowe.
2). Zdjęcia pochodzą z zasobów internetowych.
3). To, co udało mi się zdziałać pokażę wkrótce, jak uporam się ze wszystkimi pracami.

Dziewczyny, zmykam, bo "robota" czeka. A Wam życzę bardziej udanych ekip remontowych, albo najlepiej zakasujcie rękawy i ruszajcie na drabiny, bo nikt nie zrobi lepiej od nas.
Pozdrawiam Was serdecznie :)

19 komentarzy:

  1. Ha! O tym, że najlepiej samemu wiem nie od dziś, jednak czasem potrzebna jest pomoc "fachofca".

    W każdym razie dobrze, że już masz za sobą tę "baśń".

    Ściskam i czekam na efekty prac :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Alexo, to nie bajka, to zwykły horror.Ja w tym roku miałam fachmanów od gazu.W ramach wyrzucania
    liczników gazu i rur na klatkę też miałam zdewastowaną kuchnię, a na weekend zostałam z dziurą wychodzącą z mieszkania na klatkę schodową.Mam tylko nadzieję,że to wszystko nie odbije się na Twoim zdrowiu.Alexo, nie nadwyrężaj się, Twoje serduszko za dużo wysiłku nie może znosić.
    Uściski przesyłam, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Alexo,z zapartym tchem czytałam Twoje a raczej Panów poczynania w Twoim "m"i szczerze gratuluje ci mocnych nerwów i wielkiej cierpliwości bo ja chyba bym tego nie wytrzymała;)
    Zyczę szybkiego uporania się z "remontem" i powrotu do spokojnego trybu życia:)
    ściskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Uważam ze i tak miałaś anielską cierpliwość, dla tego pana F..ranka. Ja to bym mu pewnie karczemną awanturę urządziła, a potem nie miałby kto u mnie remontować :)
    Oszczędzaj się przy remoncie, musisz jeszcze wystarczyć na długo ;) No i czekamy na zdjęcia z pola walki ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. myslę ,że wczesniej czy później każdy znas będzie miał "przyjemność" spotkać na swej drodze taką ekipę...zazdroszczę stanowczości....ale trochę to i pośmiałam się...fajnie opisałaś tę historię!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale miałaś przepały z "fachowcami". Dobrze, że dałaś sobie radę z tymi typkami. Teraz to już chyba z górki? Trzymam kciuki za powodzenie remontu. Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. To nie bajka, a horror, że powtórzę za Anabell.
    Współczuję starganych nerwów i gratuluję jasności umysłu, bo ja niestety pewnie bym pozwoliła se wejść na głowę.
    Życzę szybkiego skończenia tego remontu, ale pamiętaj - NIE KOSZTEM WŁASNEGO ZDROWIA!! Masz więcej szpitala nie przekładać.
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  9. no i BARDZO DOBRZE zrobilas,takich to batem trzeba gonic,takich "fachowcow" to cala masa,nieuki tlugi i co tam jeszcze innego,chyba tez bym nie miala skrupolow,i takich podobnych" fachowcow" naszych jest pelno za granica tyle tylko ze tu sie dopiero ucza co znaczy PRACOWAC,boze to chamstwo i brak znajomosci wlasnej pracy chyba nigdy nie zaniknie ,zalosne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Alexo, słowo daję, ubawiłam się setnie! Choć oczywiście nie zazdroszczę Ci takich 'majstrów'.

    Myślałam, naiwna, że czasy takich panów już dawno i bezpowrotnie minęły. Robiłam kapitalny remont domu już dosyć dawno i wypisz, wymaluj, taki pan Janek niejeden przez nasz dom się przewinął.

    Teraz czekamy na rezultat Twojego dopieszczania mieszkanka.

    Wiele pozdrowień Alexo

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana
    Uśmiałam się , fajnie i z dowcipem napisałaś.
    Ale do śmiechu Ci pewnie nie jest.
    Ja myśle, ze jak Twoje zdolne rączki zabiora sie do pracy to będzie piękniej niż przed remontem.
    Panom Frankom stanowczo mówimy nie!!!
    Prawda jest niestety taka, że jest ich o wiele więcej niż prawdziwych fachowców.pozdrawiam gorąco. Trzymaj sie cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  12. Fachowcy z Bożej łaski nadają się tylko do kabaretu. A Ty Alusiu masz stalowe nerwy, że to wszystko wytrzymałaś...totalna demolka i bałagan. Współczuję bardzo i pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  13. Silna z Ciebie Babka po raz wtóry ...z takim fachowcami to tylko do "kosza"...współczuję że taki bałagan zaistniał u Ciebie...I życzę wytrwałości Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
  14. W takiej sytuacji i tak wykazałaś się dużym opanowaniem, niestety z fachowcami typu pan Franek trzeba z góry i ostro . Niejednokrotnie przekonałam się o tym na własnej skórze. Życzę jak najszybszego i efektownego zakończenia remontów. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  15. Alexo, współczuję takiej ekipy i tego bajzlu powstałego po ich "wizycie"...ale opisałaś to tak zabawnie, że wybuchałam śmiechem co chwilę:))) Jak już ogarniesz mieszkano po remontach to pokaż je koniecznie. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Masakra jednym słowem mówiąc .Masz żelazne nerwy ,wiem jak trudno mieć fachowców w domku mi od lutego robią łazienke i narazie nic nie widać .Jednym słowem tragedia

    OdpowiedzUsuń
  17. Alex! a ja myślałam,że jesteś w sanatorium! to sobie zrobiłaś odpoczynek widzę;] współczuję-remont to najgorszy sposób na skołatane serce..:/
    dobrze sobie poradziłaś z gagatkiem!
    dbaj tam o siebie koniecznie!
    uściski
    Justka

    OdpowiedzUsuń
  18. oj tak, o fachowcach i ich pomysłach można by godzinami opowiadać i najgorsze, że to nie bajki, ale opowieści ku przestrodze, jak np. tapetowanie kątów na okrągło, a w przypadku zwrócenia uwagi, że to jest nie do przyjęcia... rozcięcie tapety w/w kącie i przyklejenie wąskich pasów "maskujących" (tak "fachowiec" wytapetował mój pokój jeszcze u Rodziców kilka lat temu...)

    dzielna kobitka z Ciebie, że dałaś radę panu Frankowi :)))
    i powodzenia z remontem kuchni :))) i czekam na fotki :)))

    pozdrawiam serdecznie :)))

    OdpowiedzUsuń